piątek, 1 października 2010

zimowe zapasy spiżarkowe

Publikuję dziś zdjęcia z przygotowań pysznego sosu słodko-kwaśnego, który od dwóch lat bodajże namiętnie szykuję na zimowe dni.

 i zdjęcie w kolorystyce i zapachach kuchni indyjskiej;)


Sos dobrze się przechowuje, smakuje REWELACYJNIE i jest rozwiązaniem na szybki
i pyszny obiad. Stosuję go do ryżu, często z dodatkiem fileta z kurczaka, pokrojonego w paseczki, doprawionego curry i usmażonego na złoto. Pycha!!! I te kolory!!!! Zdjęcia gotowego sosiku póki co brak, uzupełnię to niedopatrzenie szybciej, niż pojawi się tu kolejny wpis;)

wtorek, 24 sierpnia 2010

znowu wianki

kiedy rano wychodzę do pracy czuję rześkie, świeże powietrze. krzaczek, który rośnie na balkonie zmienił kolor liści na bordowo-pomarańczowe. drzewa ich jeszcze nie gubią ale w powietrzu czuć już oddech jesieni.jest tuż tuż, pachnie już ogniskami, czerwieni się jarzębiną. nogi zaniosłyby mnie do lasu, bo słyszę nawoływanie grzybów, gdyby nie ten paniczny strach przed kleszczami...
taką jesień lubię, słoneczną, kolorową, pachnącą. po upalnym lecie dającą w końcu wytchnienie.
i aby w klimatach takich pozostać także w te mniej słoneczne, jesienne dni powstał WIANEK, nostalgiczny, jesienny, optymistyczny.
powstał szybko, z potrzeby chwili, okupiony niestety stratami :( otóż padł kolejny pistolet na klej, niezbędny w tego typu pracach. najgorsze, że zaświecił mi się w rękach, huknęło i ... nastała ciemność. a że użyteczny był późną wieczorową porą to po odmówieniu posłuszeństwa przez korki nastała w domu nieprzenikniona ciemność  i cisza :) sytuacja jednak raz dwa opanowana, jednak wianek kończyć musiałam rozgrzewając klej... zapałkami;)

w związku z faktem, że to druga tego typu maszyna, która "nie dała rady"  zmuszona jestem pomyśleć nad czymś porządniejszym. na tanie ustrojstwa kilkukrotnego raptem użytku nie mam już ani zdrowia - huk był nieziemski, a serce słabe;), ani kasy - szkoda wydawać w krótkich odstępach czasu kwoty, które po zliczeniu dadzą urządzenie bezpieczne i działające dłużej. Czy w związku z tym ktoś może coś polecić?
Pytam, bo dziś wymyśliłam kolejny wianek, świąteczno-zimowy...:) wiem, wiem to jeszcze daleko, ale czas goni jak szalony;) Ten nowy wianek będzie pachniał wysuszonymi mandarynkami, plasterkami cytryn i cynamonem;)

docelowe miejsce moich wytworów, póki co oczywiście;) na prawym oknie wianek w kolorach zieleni, który powstał jakiś czas temu, jako tzw. debiut wiankowy;)


i w zbliżeniu zielony



wytłumaczę się - wianek - ten dzisiejszy -  nie był dziełem przypadku...
musiałam oderwać myśli i zająć je czymś przyjemnym
powód - zbliża się wrzesień, dla nas to czas wielkich zmian i przeorganizowania życia na nowo
MICHAŁEK idzie do żłobka....

poniedziałek, 12 lipca 2010

akcja reaktywacja

powracamy na szerokie wody wirtualnej rzeczywistości... powrót niełatwy, kto ma półtoraroczne dziecko wie o czym piszę ;) 3 miesiące ciszy dla tych, którzy śledzili moje z rzadka pojawiające się, głównie wieczorową porą wpisy to kawał czasu... Ci jednak, którzy nie odpuścili i czasem jeszcze zaglądają i Ci, którzy częściej tu bywali i dobitnie dopingowali do reaktywacji bloga będą usatysfakcjonowani! żyjemy, mamy się dobrze, pracy wokół nas mnóstwo, pomysłów jeszcze więcej, kilka spraw z serii "renowacji" rozpoczętych, kilka planów wyjazdowych powziętych, kilka marzeń po głowie się kołacze, kilka spotkań umówionych...
No i bilans niechcąco mały wyszedł, a do tego wniosek: mamy dla kogo i po co żyć!!!!
ps1 w związku z reaktywacją nowa szata graficzna, bo dlaczego niby nie? ;)
ps2 kolejne wpisy okraszę fotkami ;)

niedziela, 11 kwietnia 2010

żałoba

Za oknem od wczoraj powiewa flaga przewiązana czarnym kirem.
Rozum jednak nadal pojąć i ogarnąć nie może tej tragedii.

10-04-2010 Smoleńsk


10-04-1940 Katyń

Obie daty to dla naszego narodu niepowetowana strata ELITY polskiej.

Jak - paradoksalnie w tej sytuacji - w przededniu obchodów 70 -tej rocznicy  zbrodni katyńskiej powiedział śp. P. Jerzy Szmajdziński "... miejsce męża stanu jest w Katyniu..."

Wieczne odpoczywanie racz im dać Panie...

środa, 17 marca 2010

jak się nie dać zimowej depresji/wiosennemu przesileniu

Po pierwsze - dokonać wokół siebie zmian. Zmian otoczenia. Poprzestawiać co się da ;) A że u nas niewiele się da - nad czym ubolewam strasznie - zmienić choćby rozmieszczenie produktów na półkach w kuchni, czy poprzestawiać sprzęty kuchenne:) Zawsze to zmiana, która powoduje że czuję się lepiej. Ale niekoniecznie czuje się lepiej małżonek, który aby coś znaleźć musi albo zadać tysiąc pytań, albo się naszukać....:)
Próbowałam także zmian  większego kalibru w ustawianiu i przestawianiu mebli ale po przejechaniu kanapą przez pół mieszkania i powrocie na swoje dotychczasowe miejsce dałam spokój. Za to w pokoju u Michałka "mała kosmetyka" miała miejsce :)

Po drugie - zakupić malinowy lakier do paznokci i poczuć się Kobietą;)

Po trzecie - zaplanować wielkie mycie okien, coby - gdy już nadejdzie upragniona wiosna - móc ją bez przeszkód i na bezczelnego podglądać, bawiąc w swym domostwie;)

Po czwarte - zaplanować zakup pierwszych kwiatów i roślinek balkonowych, aby w przypływie rozmarzenia o swym dzikim, zielonym i WŁASNYM ogrodzie przydomowym choć troszkę poczuć jego namiastkę.... 

Po piąte - szukać rozwiązań, aby to co się wymyśliło, tudzież podpatrzyło stało się rzeczywistością

Po szóste - jako realizacja piątego - podsunąć mężowi pomysł na niezobowiązujący, bezokazyjny prezent :D



piątek, 12 marca 2010

paryskie targowiska

Marzy mi się przenieść na chwilę na jedno z paryskich targów... Nacieszyć oczy poukładanymi równo warzywami, owocami, kwiatami, owocami morza. Poukładanymi kolorystycznie. I nacieszyć uszy nawoływaniem Sprzedawców do kupna WŁAŚNIE u nich najlepszego towaru. A nad głową posłuchać przejeżdżającego właśnie naziemnego na tym odcinku metra :)
Dla zobrazowania, zdjęcie fragmentu targowiska... ale nie paryskiego, lecz krymskiego. Czyli mydło i powidło;)


 A dla utrzymania klimatu paryskiego LUWR. Z całym jego błękitem nieba i zielonością żywopłotu. Zdjęcie z .... grudnia :) Gwoli ścisłowści, z grudnia 2006.

środa, 3 marca 2010

pastelowo wiaderkowo i muszelkowo wiankowo

Potrzebuję widzieć dookoła siebie PASTELE i nimi się otaczać. Nastraja mnie to wiosennie i lekko.
Dzisiejszym nabytkiem w tym temacie jest małe, porcelanowe wiadereczko. Z metalową rączką i drewnianym na niej elementem /do trzymania ma się rozumieć/. W kolorze pastelowego lila różu, w kremowe grochy.
Zdjęcia nie będzie, bo te mam możliwości robić w porze zbliżonej do tej, a to okrada zdjęcie z pastelowego uroku. Może w weekend uda mi się złapać aparat w świetle dziennym to wedy spróbuję je pokazać :)
Póki co wiadereczko czeka na świątecznego lokatora :)

Z serii lekkich w swojej prostocie przedmiotów, które ostatnimi czasy nabyłam przedstawiam te oto pojemniczki.
Złamana, kremowa biel. Każdy obwiązany czerwoną wstążeczką w białe kropeczki, a na niej porcelanowa tabliczka z informacją, co kryje się wewnątrz. Do tego hermetyczna pokrywka. Estetycznie i praktycznie :)



W poprzednim poście odgrażałam się kolejnymi wiankami. I proszę bardzo!. Jest kolejny, zainspirowany cudownościami łazienkowymi elisse. Jako budulec posłużyły mi muszelki, własnoręcznie znalezione podczas ostatnich wakacji.



a tutaj pozostałości materiału, czyli skarby wakacyjne portugalsko-włoskie z lat ubiegłych....


I nie powiedziałam jeszcze ostatniego słowa w kwestii wianków ;)

Ze spraw Michałkowych - akcja ZĄBEK. Czyli idą trzonowce.... Ojjj, męczy się nam Maluszek, a przy tym i My...

środa, 17 lutego 2010

z serii "odtwórczych"

Jakiś czas temu flora na swoim blogu czarowała swoimi wiankami, zaczarowała i mnie. Zapragnęłam mieć swój, osobisty, upleciony własnymi rękoma :) Zadanie było wyzwaniem o tyle, że w duuuużym mieście należało zebrać potrzebne do wianka materiały, czyli witki brzozy, które w moim zamyśle miały stanowić podstawę wianka, szyszki, żołędzie, orzeszki i innej maści budulec :) Hmmm, trochę trwało zanim zgromadziłam to całe dobrodziejstwo ale udało się! W ramach spacerków z Maluszkiem, który niczego nie świadom smacznie sobie spał, zapuszczaliśmy się w dzikie /o ile takie można znaleźć w duuuużym mieście/ tereny,  oskubując brzózkę, wypatrując patyczków, kasztanów i takich tam. Łowy zostały niestety okupione stratami :( Zgubiłam całkiem nowe, zabrane wówczas po raz pierwszy, skórzane, śliwkowe rękawiczki :(  i nawet chyba wiem, w którym miejscu... niestety wysłany tam na przeszpiegi małżonek /w chwili mojego zorientowania się w sytuacji było już za daleko żeby wracać, poza tym Michałek zaczął wykazywać oznaki zniecierpliwienia przydługim spacerkiem i niebezpiecznie  wydłużającym się czasem oczekiwania na obiadek/ nie trafił na ich ślad :( Cóż, pogodziłam się z tą stratą, wszak dzieło wymaga poświęceń i ofiar.
Po wszystkich tych przejściach, dwukrotnym upleceniu podstawy wianka /za pierwszym razem za duża średnica, za drugim razem dalej za duża średnica :)/ w końcu powstał :)

 

W planach są kolejne wianki. Myślę sobie, że w tym roku będzie łatwiej z budulcem, bo staliśmy się  szczęśliwymi posiadaczami/użytkownikami ogródka działkowego. Oj, wielkie nadzieje z nim wiążę ale to temat na odrębny post ;)

sobota, 13 lutego 2010

powiedz MAMA...

Co robi Dziecko, kiedy mamy nie ma w domu w czasie, w którym zazwyczaj była? Wynajduje zdjęcia, na których jestem i powtarza MAMA, MAMA .... Jak usłyszałam od Taty Dziecka, oczy zrobiły się wilgotne...
Kiedy jestem, nawet na moją prośbę nie chce zrobić mi tej przyjemności, bym mogła usłyszeć To słowo. No, chyba że baaaardzo czegoś chce, albo Tata prosi: powiedz TATA, wtedy z przekornym spojrzeniem mówi.... MAMA :)  Mały uparciuszek nam rośnie!


Tata i Syn poszli szukać zwiastunów WIOSNY. Trzymam kciuki, żeby wrócili z dobrymi wieściami :)
Dziś od rana słychać jak Zima odchodzi, zmrożony śnieg odrywa się od dachu i z rumorem spada w dół  po naszych dachowych oknach. Dobry znak :)

środa, 3 lutego 2010

ku potomności

Parę dni temu Michaś skończył 14 miesięcy i wzięło mi się na podsumowanie :) Otóż, co na początku stwierdzić należy,  nasze dziecko z dnia na dzień zaskakuje nas coraz to nowymi zachowaniami i umiejętnościami. Niektóre z nich rozbawiają nas do łez, inne wprawiają w zadziwienie, a jeszcze inne w osłupienie.
I tak, od jakiegoś czasu Michałek w zabawie z funkcji destruktora przeszedł nagle w konstruktora :) Budowane dotychczas przez nas wieże z klocków, ku uciesze Michałka w oka mgnieniu rozpadały się, co więcej małe rączki Chłopca nie pozwalały, by wieża osiągnęła zamierzoną przez Rodziciela wysokość, liczył się jego refleks, by nie dopuścić do jej powstania :) Ale - panta rhei - odmieniło się Michałkowi i teraz sam ustawia kolejne elementy jeden na drugim! Do tego budowane przez niego wieże są urozmaicone, na klocku drewnianym kładzie element plastikowy, na to orzech włoski, a na to traktor, tylko kurcze - zabawki nie chcą współpracować! :)
Druga rzecz, która stała się udziałem Dziecka, to przeglądanie się w lustrze. Dodam, że świadome! Lustro zauważył już dawno temu, ale wówczas jego reakcja to były uśmiechy i głośny śmiech do swego odbicia. Przeszedł następnie etap smakowania lustra/poznawania kolegi po drugiej stronie smakując go, czyli śliniąc lustro do granic możliwości. Bieżące czyszczenie tegoż elementu wystroju to był daremny wysiłek, gdyż Michaś tylko czekał, aż w lustrze znów będzie można coś zobaczyć i czynność całowania ochoczo zaczynał od nowa.
Na tą chwilę ogląda swoje odbicie z zaciekawieniem i z uwagą. Stoi i przygląda się przez dłuższą chwilę, a gdy podejść do niego i - nie daj Boże - zasłonić mu lustro, zdecydowanym ruchem przesunie osobnika, odpychając go obok i kontynuując czynność poznawczą :)
A emocje targają nim namiętnie! Jeśli czegoś nie chce, coś mu się nie podoba albo mu nie pasuje zdecydowanym ruchem głowy okazuje swoje zniecierpliwienie, zdenerwowanie albo niezadowolenie, próbując przy tym wyartykułować słowo NIE. Jeśli ma ochotę na pooglądanie i posłuchanie konkretnego teledysku G.Turnaua /które na marginesie, są dla niego istotniejsze od bajek czy czegokolwiek innego (!), a my wykorzystujemy je jako wytrychy, bo gdy w krytycznych momentach zawodzą wszystkie sposoby i metody,  te nigdy nie zawodzą/ będzie tak długo okazywał niezadowolenie, bo nie wiesz na który kawałek ma akurat ochotę, że trzeba przewijać po kolei i szukać, czy się trafiło w gust Michałka. A upodobania do konkretnych kawałków zmieniają się bardzo często.
Zauważa szczegóły! W książeczkach zwraca uwagę na najmniejsze elementy, które w rzeczywistości stanowią tło i tak długo wskazuje na nie paluszkiem, aż mu je nazwiesz. I to dokładnie tak, jak już kiedyś ktoś mu je nazwał. Dlatego pilnuję, żeby mówić do niego normalnym językiem. Bez zdrobnień, ciuciuruciów i innych. Żeby, gdy ktoś inny zacznie do niego mówić normalnie, nie czuł się jak alien.
I znów emocje. Straszny z niego pieszczoch! :) Przychodzi i się przytula, robi "cacy cacy", daje buzi choć czasem przy tym ugryzie, żeby się pamiętało, że ma charakterek;) Uwielbia się "kokosić". Korzystamy z tego skwapliwie wiedząc, że to chłopcom mija. :)
Lubi być zauważany. Jeśli udało mu się zrobić coś, co do tej pory wywoływało zachwyt, zadowolenie albo chociaż było zauważone a tym razem zostało pominięte milczeniem, podejdzie i przed Twoim nosem będzie bił sobie brawo :)
Meloman. Wystarczy, że usłyszy kilka dźwięków, nawet z oddali, będąc zajętym czymś innym a już
kołysze się w rytm muzyki i mruczy sobie murmurando :) A gdy rzucisz hasło "tany tany" /jako wyjątek od mówienia normalnym językiem;)/  jest w swoim żywiole uskuteczniając tzw. taniec połamaniec.
Kwiatuszki wszelkiej maści wącha namiętnie. Nawet te zielone, nie kwitnące. Ale targanie ich za gałązki nadal mu nie minęło. Więc te, które się ostały nadal stoją poza jego zasięgiem.
Czy nadal sprzęt budowlany działa na niego tak emocjonująco, przekonamy się bliżej wiosny. W książeczkach tak, ale "na żywo" nie możemy sprawdzić, bo spacerki Michałka ograniczają się póki co do wydreptywania kawałka odśnieżonego chodnika na osiedlu. Dotrzeć z wózkiem gdzieś dalej jest niemożliwe. Zima trzyma.
Ale dla otuchy coś optymistycznego. Mały zwiastun. Jak było, i jak jest. Czyli w klimacie posta :)


Ups, za oknem i na oknie śnieg! SIO zimo!

sobota, 30 stycznia 2010

czym skorupka za młodu...

no właśnie... staram się więc już od teraz uczyć naszego chłopca, że po skończonej zabawie daną zabawką, należy ją odłożyć na miejsce. nie słucha. rzuca gdzie popadnie, bo myślami już jest przy kolejnej. a jak odłożę na miejsce, przypomina mu się, że z  nią jeszcze nie skończył. i znowu jest JEGO :)
to tylko jeden z wielu przykładów, ale już na nim widać, że wychowanie to TRUDNA sprawa :) i że wymaga konsekwencji, i cierpliwości. a mały człowiek, 14-sto miesięczny, ma już "swoje zdanie", i broni go zaciekle! oj, nie będzie łatwo!
jednak słuszność podjętych decyzji, założeń i celów wychowawczych daje siłę. wszak kształtujemy całkiem nowego człowieka...

poniedziałek, 25 stycznia 2010

a zima trzyma

Najdłuższy miesiąc w roku ma się ku końcowi. Najdłuższy w moim odczuciu. Bo styczeń to czas, kiedy mam już dość zimy, do wiosny jeszcze hu hu, do świąt i  rocznic rodzinnych jeszcze dalej, a w pracy młyn.
Mimo tego ostatni weekend minął nam baaaardzo miło i sympatycznie. Nie dość, że spędziliśmy ten czas z dziadkami i prababcią - a to już duży powód do radości, to jeszcze aura sprzyjała! Mam na myśli piękne słońce, które spowodowało, że otaczający nas krajobraz wydawał się bajkowym i magicznym. Śnieg skrzył się w promieniach słońca, drzewa pokryte lodem wyglądały na kryształowe, tylko wypatrywać Gerdy i Kaja w tym bajkowym świecie.... który pokryty białą pierzyną śnieżnego puchu wygląda na czysty i niewinny. Oto dowody, okupione niestety podrażnieniem skóry rąk..





 

środa, 13 stycznia 2010

tęsknoty

Listopad, grudzień i połowa stycznia za nami. Właściwie do wiosny bliżej niż dalej. Ale grzęznąc w śniegu,  wykonując akrobacje na ukrytej dla oka warstwie lodu albo odkopując auto zasypane przez ułatwiające ludziom życie osiedlowe spychacze śniegowe  trudno w to uwierzyć. Dlatego potrzebuję zwiastunów. Mała cebulka hiacynta w przezroczystym opakowaniu. Taka rokująca. Koniecznie muszę znaleźć i postawić na biurku w pracy. Bo tam zatrzymuję się na dłużej w ciągu dnia /bez ciągłego przemieszczania się za Maluszkiem, z Maluszkiem i obok Maluszka :)/, więc oko me będzie widziało, a serducho będzie się radowało :)
póki co ojcowsko synowskie odśnieżanie balkonu. sobotnie. zimowo. niebiesko.



Druga rzecz, która ostatnio powoduje że z tęsknotą wyglądam przez okno zimy to SMAKI. A właściwie ich wspomnienie. Dojrzewające w słońcu pomidory, cukinia o smaku cukini, świeża krucha sałata, mmmm....
Tym dostępnym teraz "warzywom" i "owocom" przypominającym je jedynie kształtem i kolorem mówimy stanowcze NIE. No, nie dokońca stanowcze, bo coś jeść trzeba ale okupione wyrzutami sumienia no i tą tęsknotą niesłabnącą...

Chodzi za mną od kilku dni najprostsze ale idealne, włoskie połączenie smaków. Plastry pomidora przełożone mozarellą, posypane świeżą bazylią i skropione oliwą z oliwek. Dlaczego? Oto winowajca!:



Nie sprofanuję jednak dania korzystając z obecnych twardych a wodnistych pseudopomidorów. Będę tęsknić...

W najbliższym czasie zapowiada się włoski obiadek ;) Ja tylko zjem. Nawet nie wybierałam ;) Czy to aby dobrze? Okaże się :)

Skoro już mowa o jedzeniu to wspomnę tylko, że jeśli tylko uda nam się osiągnąć sukces to napiszę o diecie Michałka. Póki co walczymy, obserwujemy, żałujemy i mamy nadzieję....

Oby do wiosny!

wtorek, 5 stycznia 2010

poczytaj mi mamo....

to nieśmiertelna seria książeczek dla dzieci drukowanych za  czasów mojego dzieciństwa:) Cieniutkie to były książeczki, niewielkiego formatu o wymiarach kwadratowych. Czyżby  był to ówczesny wstęp do dzisiejszej akcji "Cała Polska czyta dzieciom"?

Nasze  Dziecko ma już swoją mini biblioteczkę, a w niej pozycje ulubione, kultowe wręcz. Łatwo je zauważyć i wskazać pośród innych ze względu na sposób zużycia. Dziecko bowiem poza ich typowym przeznaczeniem /oglądanie obrazków  i zauważanie szczegółów na moje oko mniej istotnych;)/ pozycjami tymi: rzuca, trzęsie, jeździ na nich /po podłodze, po chodniku co zdecydowanie bardziej im szkodzi niż panele podłogowe/, wymachuje nimi, gryzie je  i depcze po nich. To się nazywa chłonąć literaturę wszystkimi zmysłami :) Nie możemy się już z M. doczekać wieczornego czytania bajek. Kolekcja tychże także rośnie. Pierwsza niedawna próba zakończyła się niepowodzeniem, Michałek był zainteresowany gównie szarpaniem za kartki w celu wykonania opisanych powyżej czynności.Ale jesteśmy cierpliwi, prędzej czy później będziemy się zamieniać w lektorów.

Póki co króluje u nas seria: Obrazki dla Maluchów. Chyba jedne z najtrwalej wykonanych książeczek dla najmłodszych. Piękne, kolorowe, wciąż od nowa odkrywane. Numerem jeden na tą chwilę jest "Boże Narodzenie".  Mamy dziecko "na czasie";)




Pozycje dla najmłodszych czytelników to zazwyczaj porządnie wydane, z grubymi kartkami, kolorowe  trwałe książeczki. Ale kiedy taki najmłodszy czytelnik upatrzy sobie którąś z pozycji i otrzyma ona szanowne miano ULUBIONEJ, to choćby nie wiem jak porządnie była wykonana po niedługim czasie wygląda tak:


Jaki jest sekret tej książeczki? Bardzo proste! Jest w niej KOPARA :) A więc cechy męskie uwidaczniają się na każdym kroku :)

poniedziałek, 4 stycznia 2010

Nowa jakość życia

jest po pierwsze błyskawiczna: pobudka, praca, powrót, maksymalna zabawa z Maluszkiem, sen Maluszka, obiadek dla Maluszka na dzień następny, obiadek dla nas na dzień następny, sen, pobudka, praca, .... Aby się w  niej odnaleźć muszę odpocząć.

sobota, 2 stycznia 2010

uhu ha, uhu ha....

idzie zima! ale czy zła? jeśli biała, śnieżna i z lekkim mrozem to jesteśmy jak najbardziej za! W Święta mieliśmy wiosnę, ale za to Nowy Rok zafundowano nam w bieli :) I z lekkim przymrozkiem, który zrobił swoje... Dziś koło południa blisko 20 minut "odmrażaliśmy" samochód! Szyby były tak ściągnięte lodem jakby w nocy jakiś przepojony szampanem przechodzień wylał niedopity, bąbelkowy płyn na nasze auto, a resztę załatwił mały, złośliwy przymrozek A prawdziwe mrozy mają dopiero nadejść!

Wczorajszy dzień moi mężczyźni spędzili na męskim spacerze zamykając w ten sposób sezon spacerowy 2009. Efektem ich wyjścia są te oto zdjęcia zrobione w najbliższej okolicy naszego osiedla: Autor - mój M.:) Synuś grzecznie spał, czym też się przyczynił do powstania poniższych :)


 

Korzystając z okazji ostatnich minut Pierwszego Dnia Nowego Roku podsumuję krótko:
2009 był dla nas Rokiem Wielkich Zmian. W dosłownym tego słowa znaczeniu. Obserwowaliśmy z nieukrywanym podziwem i zadziwieniem jak nasz Michaś /wchodząc w rok 2009 jako miesięczne niemowlę/ dzień po dniu poznawał Nas i otaczający Go świat. Jak stawiał pierwsze kroczki, jak błysnął w uśmiechu pierwszym ząbkiem, za którym pojawiło się 5 kolejnych /następne będziemy poznawać w 2010, narazie dziąsełka odpoczywają/, jak powiedział pierwsze TATA i MAMA:), jak kształtował się jego "charakterek", jak przybierał na wadze miesiąc po miesiącu wyrastając w ekspresowym tempie z kolejnych rozmiarów ubranek. I jak po męsku z zachwytem reagował na koparki, autobusy, dźwigi i inny, wszelkiej maści sprzęt budowlany. 2009 to też inna rzeczywistość dla nas, którzy sporo podróżowaliśmy  przed pojawieniem się w naszym życiu  Maluszka. Ale jak się okazało nasze Dziecko także polubiło podróżowanie /chyba za sprawą kilku podróży większych lub mniejszych odbytych jeszcze pod sercem mamusi;)/. Mamy za sobą pierwsze wspólne, dalekie wakacje i kilka mniejszych udanych wyjazdów. Rok 2009 zaliczamy więc do bardzo udanych, choć zupełnie innych od dotychczasowych wspólnie przeżytych lat :) A z każdym następnym rokiem będzie coraz ciekawiej.....  Osobiście nie mogę się doczekać kolejnej zimy i wypraw sankowych z naszym Michałkiem na pobliskie niewielkie pagórki, które to wypatrzyłam latem podczas naszych spacerków;)