piątek, 1 października 2010

zimowe zapasy spiżarkowe

Publikuję dziś zdjęcia z przygotowań pysznego sosu słodko-kwaśnego, który od dwóch lat bodajże namiętnie szykuję na zimowe dni.

 i zdjęcie w kolorystyce i zapachach kuchni indyjskiej;)


Sos dobrze się przechowuje, smakuje REWELACYJNIE i jest rozwiązaniem na szybki
i pyszny obiad. Stosuję go do ryżu, często z dodatkiem fileta z kurczaka, pokrojonego w paseczki, doprawionego curry i usmażonego na złoto. Pycha!!! I te kolory!!!! Zdjęcia gotowego sosiku póki co brak, uzupełnię to niedopatrzenie szybciej, niż pojawi się tu kolejny wpis;)

wtorek, 24 sierpnia 2010

znowu wianki

kiedy rano wychodzę do pracy czuję rześkie, świeże powietrze. krzaczek, który rośnie na balkonie zmienił kolor liści na bordowo-pomarańczowe. drzewa ich jeszcze nie gubią ale w powietrzu czuć już oddech jesieni.jest tuż tuż, pachnie już ogniskami, czerwieni się jarzębiną. nogi zaniosłyby mnie do lasu, bo słyszę nawoływanie grzybów, gdyby nie ten paniczny strach przed kleszczami...
taką jesień lubię, słoneczną, kolorową, pachnącą. po upalnym lecie dającą w końcu wytchnienie.
i aby w klimatach takich pozostać także w te mniej słoneczne, jesienne dni powstał WIANEK, nostalgiczny, jesienny, optymistyczny.
powstał szybko, z potrzeby chwili, okupiony niestety stratami :( otóż padł kolejny pistolet na klej, niezbędny w tego typu pracach. najgorsze, że zaświecił mi się w rękach, huknęło i ... nastała ciemność. a że użyteczny był późną wieczorową porą to po odmówieniu posłuszeństwa przez korki nastała w domu nieprzenikniona ciemność  i cisza :) sytuacja jednak raz dwa opanowana, jednak wianek kończyć musiałam rozgrzewając klej... zapałkami;)

w związku z faktem, że to druga tego typu maszyna, która "nie dała rady"  zmuszona jestem pomyśleć nad czymś porządniejszym. na tanie ustrojstwa kilkukrotnego raptem użytku nie mam już ani zdrowia - huk był nieziemski, a serce słabe;), ani kasy - szkoda wydawać w krótkich odstępach czasu kwoty, które po zliczeniu dadzą urządzenie bezpieczne i działające dłużej. Czy w związku z tym ktoś może coś polecić?
Pytam, bo dziś wymyśliłam kolejny wianek, świąteczno-zimowy...:) wiem, wiem to jeszcze daleko, ale czas goni jak szalony;) Ten nowy wianek będzie pachniał wysuszonymi mandarynkami, plasterkami cytryn i cynamonem;)

docelowe miejsce moich wytworów, póki co oczywiście;) na prawym oknie wianek w kolorach zieleni, który powstał jakiś czas temu, jako tzw. debiut wiankowy;)


i w zbliżeniu zielony



wytłumaczę się - wianek - ten dzisiejszy -  nie był dziełem przypadku...
musiałam oderwać myśli i zająć je czymś przyjemnym
powód - zbliża się wrzesień, dla nas to czas wielkich zmian i przeorganizowania życia na nowo
MICHAŁEK idzie do żłobka....

poniedziałek, 12 lipca 2010

akcja reaktywacja

powracamy na szerokie wody wirtualnej rzeczywistości... powrót niełatwy, kto ma półtoraroczne dziecko wie o czym piszę ;) 3 miesiące ciszy dla tych, którzy śledzili moje z rzadka pojawiające się, głównie wieczorową porą wpisy to kawał czasu... Ci jednak, którzy nie odpuścili i czasem jeszcze zaglądają i Ci, którzy częściej tu bywali i dobitnie dopingowali do reaktywacji bloga będą usatysfakcjonowani! żyjemy, mamy się dobrze, pracy wokół nas mnóstwo, pomysłów jeszcze więcej, kilka spraw z serii "renowacji" rozpoczętych, kilka planów wyjazdowych powziętych, kilka marzeń po głowie się kołacze, kilka spotkań umówionych...
No i bilans niechcąco mały wyszedł, a do tego wniosek: mamy dla kogo i po co żyć!!!!
ps1 w związku z reaktywacją nowa szata graficzna, bo dlaczego niby nie? ;)
ps2 kolejne wpisy okraszę fotkami ;)

niedziela, 11 kwietnia 2010

żałoba

Za oknem od wczoraj powiewa flaga przewiązana czarnym kirem.
Rozum jednak nadal pojąć i ogarnąć nie może tej tragedii.

10-04-2010 Smoleńsk


10-04-1940 Katyń

Obie daty to dla naszego narodu niepowetowana strata ELITY polskiej.

Jak - paradoksalnie w tej sytuacji - w przededniu obchodów 70 -tej rocznicy  zbrodni katyńskiej powiedział śp. P. Jerzy Szmajdziński "... miejsce męża stanu jest w Katyniu..."

Wieczne odpoczywanie racz im dać Panie...

środa, 17 marca 2010

jak się nie dać zimowej depresji/wiosennemu przesileniu

Po pierwsze - dokonać wokół siebie zmian. Zmian otoczenia. Poprzestawiać co się da ;) A że u nas niewiele się da - nad czym ubolewam strasznie - zmienić choćby rozmieszczenie produktów na półkach w kuchni, czy poprzestawiać sprzęty kuchenne:) Zawsze to zmiana, która powoduje że czuję się lepiej. Ale niekoniecznie czuje się lepiej małżonek, który aby coś znaleźć musi albo zadać tysiąc pytań, albo się naszukać....:)
Próbowałam także zmian  większego kalibru w ustawianiu i przestawianiu mebli ale po przejechaniu kanapą przez pół mieszkania i powrocie na swoje dotychczasowe miejsce dałam spokój. Za to w pokoju u Michałka "mała kosmetyka" miała miejsce :)

Po drugie - zakupić malinowy lakier do paznokci i poczuć się Kobietą;)

Po trzecie - zaplanować wielkie mycie okien, coby - gdy już nadejdzie upragniona wiosna - móc ją bez przeszkód i na bezczelnego podglądać, bawiąc w swym domostwie;)

Po czwarte - zaplanować zakup pierwszych kwiatów i roślinek balkonowych, aby w przypływie rozmarzenia o swym dzikim, zielonym i WŁASNYM ogrodzie przydomowym choć troszkę poczuć jego namiastkę.... 

Po piąte - szukać rozwiązań, aby to co się wymyśliło, tudzież podpatrzyło stało się rzeczywistością

Po szóste - jako realizacja piątego - podsunąć mężowi pomysł na niezobowiązujący, bezokazyjny prezent :D



piątek, 12 marca 2010

paryskie targowiska

Marzy mi się przenieść na chwilę na jedno z paryskich targów... Nacieszyć oczy poukładanymi równo warzywami, owocami, kwiatami, owocami morza. Poukładanymi kolorystycznie. I nacieszyć uszy nawoływaniem Sprzedawców do kupna WŁAŚNIE u nich najlepszego towaru. A nad głową posłuchać przejeżdżającego właśnie naziemnego na tym odcinku metra :)
Dla zobrazowania, zdjęcie fragmentu targowiska... ale nie paryskiego, lecz krymskiego. Czyli mydło i powidło;)


 A dla utrzymania klimatu paryskiego LUWR. Z całym jego błękitem nieba i zielonością żywopłotu. Zdjęcie z .... grudnia :) Gwoli ścisłowści, z grudnia 2006.

środa, 3 marca 2010

pastelowo wiaderkowo i muszelkowo wiankowo

Potrzebuję widzieć dookoła siebie PASTELE i nimi się otaczać. Nastraja mnie to wiosennie i lekko.
Dzisiejszym nabytkiem w tym temacie jest małe, porcelanowe wiadereczko. Z metalową rączką i drewnianym na niej elementem /do trzymania ma się rozumieć/. W kolorze pastelowego lila różu, w kremowe grochy.
Zdjęcia nie będzie, bo te mam możliwości robić w porze zbliżonej do tej, a to okrada zdjęcie z pastelowego uroku. Może w weekend uda mi się złapać aparat w świetle dziennym to wedy spróbuję je pokazać :)
Póki co wiadereczko czeka na świątecznego lokatora :)

Z serii lekkich w swojej prostocie przedmiotów, które ostatnimi czasy nabyłam przedstawiam te oto pojemniczki.
Złamana, kremowa biel. Każdy obwiązany czerwoną wstążeczką w białe kropeczki, a na niej porcelanowa tabliczka z informacją, co kryje się wewnątrz. Do tego hermetyczna pokrywka. Estetycznie i praktycznie :)



W poprzednim poście odgrażałam się kolejnymi wiankami. I proszę bardzo!. Jest kolejny, zainspirowany cudownościami łazienkowymi elisse. Jako budulec posłużyły mi muszelki, własnoręcznie znalezione podczas ostatnich wakacji.



a tutaj pozostałości materiału, czyli skarby wakacyjne portugalsko-włoskie z lat ubiegłych....


I nie powiedziałam jeszcze ostatniego słowa w kwestii wianków ;)

Ze spraw Michałkowych - akcja ZĄBEK. Czyli idą trzonowce.... Ojjj, męczy się nam Maluszek, a przy tym i My...