środa, 17 marca 2010

jak się nie dać zimowej depresji/wiosennemu przesileniu

Po pierwsze - dokonać wokół siebie zmian. Zmian otoczenia. Poprzestawiać co się da ;) A że u nas niewiele się da - nad czym ubolewam strasznie - zmienić choćby rozmieszczenie produktów na półkach w kuchni, czy poprzestawiać sprzęty kuchenne:) Zawsze to zmiana, która powoduje że czuję się lepiej. Ale niekoniecznie czuje się lepiej małżonek, który aby coś znaleźć musi albo zadać tysiąc pytań, albo się naszukać....:)
Próbowałam także zmian  większego kalibru w ustawianiu i przestawianiu mebli ale po przejechaniu kanapą przez pół mieszkania i powrocie na swoje dotychczasowe miejsce dałam spokój. Za to w pokoju u Michałka "mała kosmetyka" miała miejsce :)

Po drugie - zakupić malinowy lakier do paznokci i poczuć się Kobietą;)

Po trzecie - zaplanować wielkie mycie okien, coby - gdy już nadejdzie upragniona wiosna - móc ją bez przeszkód i na bezczelnego podglądać, bawiąc w swym domostwie;)

Po czwarte - zaplanować zakup pierwszych kwiatów i roślinek balkonowych, aby w przypływie rozmarzenia o swym dzikim, zielonym i WŁASNYM ogrodzie przydomowym choć troszkę poczuć jego namiastkę.... 

Po piąte - szukać rozwiązań, aby to co się wymyśliło, tudzież podpatrzyło stało się rzeczywistością

Po szóste - jako realizacja piątego - podsunąć mężowi pomysł na niezobowiązujący, bezokazyjny prezent :D



piątek, 12 marca 2010

paryskie targowiska

Marzy mi się przenieść na chwilę na jedno z paryskich targów... Nacieszyć oczy poukładanymi równo warzywami, owocami, kwiatami, owocami morza. Poukładanymi kolorystycznie. I nacieszyć uszy nawoływaniem Sprzedawców do kupna WŁAŚNIE u nich najlepszego towaru. A nad głową posłuchać przejeżdżającego właśnie naziemnego na tym odcinku metra :)
Dla zobrazowania, zdjęcie fragmentu targowiska... ale nie paryskiego, lecz krymskiego. Czyli mydło i powidło;)


 A dla utrzymania klimatu paryskiego LUWR. Z całym jego błękitem nieba i zielonością żywopłotu. Zdjęcie z .... grudnia :) Gwoli ścisłowści, z grudnia 2006.

środa, 3 marca 2010

pastelowo wiaderkowo i muszelkowo wiankowo

Potrzebuję widzieć dookoła siebie PASTELE i nimi się otaczać. Nastraja mnie to wiosennie i lekko.
Dzisiejszym nabytkiem w tym temacie jest małe, porcelanowe wiadereczko. Z metalową rączką i drewnianym na niej elementem /do trzymania ma się rozumieć/. W kolorze pastelowego lila różu, w kremowe grochy.
Zdjęcia nie będzie, bo te mam możliwości robić w porze zbliżonej do tej, a to okrada zdjęcie z pastelowego uroku. Może w weekend uda mi się złapać aparat w świetle dziennym to wedy spróbuję je pokazać :)
Póki co wiadereczko czeka na świątecznego lokatora :)

Z serii lekkich w swojej prostocie przedmiotów, które ostatnimi czasy nabyłam przedstawiam te oto pojemniczki.
Złamana, kremowa biel. Każdy obwiązany czerwoną wstążeczką w białe kropeczki, a na niej porcelanowa tabliczka z informacją, co kryje się wewnątrz. Do tego hermetyczna pokrywka. Estetycznie i praktycznie :)



W poprzednim poście odgrażałam się kolejnymi wiankami. I proszę bardzo!. Jest kolejny, zainspirowany cudownościami łazienkowymi elisse. Jako budulec posłużyły mi muszelki, własnoręcznie znalezione podczas ostatnich wakacji.



a tutaj pozostałości materiału, czyli skarby wakacyjne portugalsko-włoskie z lat ubiegłych....


I nie powiedziałam jeszcze ostatniego słowa w kwestii wianków ;)

Ze spraw Michałkowych - akcja ZĄBEK. Czyli idą trzonowce.... Ojjj, męczy się nam Maluszek, a przy tym i My...